Kobieca rozmowa z Magdą Boczarską, szczęśliwą mamą Henia i spełnioną aktorką

O macierzyństwie… O aktorstwie… O życiu… O pasji… O miłości… Kobieca rozmowa „rzeka” z Magdaleną Boczarską, szczęśliwą mamą Henia i spełnioną aktorką. Na poważnie i nie tylko.

 

 

 

Magda, kiedy byłaś w ciąży i przez pierwsze 6 miesięcy macierzyństwa miałam przyjemność spotykać się z Tobą dość regularnie przy kompletowaniu wyprawki, a potem przy okazji wyboru kolejnych rzeczy dla Henia. Odkąd wróciłaś do pracy okazji do spotkań jest zdecydowanie mniej… Tym bardziej cieszę się, że znalazłaś chwilę, aby spotkać się i porozmawiać ze mną o macierzyństwie teraz, kiedy Twój synek jest już starszy. Myślałam dużo nad tym, jakie pytanie zdać Ci najpierw i w kontekście Twojego intensywnego życia – chyba w każdej sferze, nie tylko zawodowej, zastanawiam się, czy gdzieś w myślach tworzysz listę rzeczy – przeżyć, doświadczeń - które chciałabyś zrealizować z Heniem.

 

Myślę sobie, że zawsze chce się zrobić to, czego samemu się nie przeżyło. Z jednej strony więc wzbogacasz siebie o to doświadczenie, z drugiej - zapewniasz własnemu dziecku to doświadczenie już na starcie. Myślę jednak, że chyba nie mam takiej sprecyzowanej, jasno określonej listy wspólnych przeżyć „do realizacji”. Wydaje mi się, że życie jest na tyle nieprzewidywalne i na tyle „giętkie” że wolałabym tego nie planować. Jedno wiem na pewno – chciałabym, żeby Henio był w bardzo znaczny sposób częścią mojego życia, a ja jego. Żeby wszystkie ważne chwile, w miarę możliwości, spędzać razem. To jest mój główny cel. Zależy mi też na tym, żeby mój syn kochał czytać książki, podróżować. Chciałabym budować w nim ciekawość świata, wrażliwość na otaczającą nas ludzką krzywdę, na zwierzęta.

 

Czy w związku z tym starasz się zabierać Henia ze sobą wszędzie? Zależy Ci na tym, żeby towarzyszył Ci w codziennym życiu?

 

Jestem bardzo mocno zafiksowana na tym punkcie, żeby nie pomijać Henia w żadnej z moich aktywności. Nawet jeżeli to są moje zawodowe sprawy, to chcę, żeby, oczywiście w miarę możliwości, był częścią tego świata. Wszystko to sprowadza się dla mnie po prostu do wspólnie spędzonego czasu. Na tyle, na ile to jest możliwe.

 

 

 

Nosidło Cybex to świetny gadżet nie tylko na wyjazdy. Jest pewnego rodzaju kompromisem pomiędzy chustą a nosidłem. Czuję, że Heniowi jest w nim wygodnie. A ja mam go wciąż blisko i jestem bardziej mobilna. Oczywiście Henio odpływa w nim momentalnie…

 

 

A jakie miejsca na świecie, „Twoje” miejsca chciałabyś mu pokazać?

 

Jest mnóstwo takich miejsc! Uwielbiam historię, to moja fascynacja. Więc na pewno chciałabym pokazać Heniowi wszystkie te „moje” miejsca, które posiadają jakiś kontekst historyczny. Mam to szczęście, że moja praca w dużej części polega na podróżowaniu. W Izraelu byłam dziewięć razy! Tam na pewno go zabiorę. I w wiele innych wspaniałych miejsc… 

 

 

     Nosidło Cybex to też świetny gadżet nie tylko na wyjazdy. Jest pewnego rodzaju kompromisem pomiędzy chustą a nosidłem. Czuję, że Heniowi jest w nim wygodnie. A ja mam go wciąż blisko i jestem bardziej mobilna. Oczywiście Henio odpływa w nim momentalnie…


 

No właśnie, Twoja praca… Zastanawiam się, jak dużym wyzwaniem było dla Magdaleny Boczarskiej – Aktorki zrobienie sobie przerwy w pracy?

 

Nie było to żadnym wyzwaniem. Ale już powrót do pracy był dla mnie trudny. Założyłam sobie, że pierwsze pół roku po narodzinach Henia, bez żadnych odstępstw, spędzę w domu z synem i tak właśnie się stało.

 

I co wydarzyło się po 6 miesiącach?

 

Praca jest moją pasją – nie tylko muszę, ale przede wszystkim chcę pracować! Mimo wszystko, wracając do aktywności zawodowej przy półrocznym dziecku miałam taki dylemat, może jakieś wyrzuty, że rozstaję się z Heniem... Całe szczęście charakter mojej pracy jest na tyle elastyczny, że mogę wszędzie zabierać go ze sobą, podróżować i po prostu spędzać z nim czas. I tak właśnie robiłam. Rodząc dziecko nie miałam problemu z tym, żeby, w pewnym sensie, pożegnać się z pracą, zrobić sobie przerwę. Czułam, że „rynek” i tak się o mnie upomni. Rzeczywiście tak się stało. Minęło pół roku i nagle posypały się propozycje…

 

No właśnie, właściwie w jednym momencie pojawiła się sztuka, serial, filmy, a w ślad za tym ciekawe propozycje reklamowe…

 

Dokładnie. W moim zawodzie jest tak, że jeżeli trafiają się ciekawe propozycje, to trzeba, w miarę możliwości oczywiście, korzystać. Również po to, żeby później, kiedy przychodzi nieco spokojniejszy okres, móc się nim cieszyć i go celebrować. Choć u mnie w najbliższej perspektywie nie zapowiada się raczej taki luźniejszy czas….

 

Magda, to po prostu Twój czas! Zresztą, Twoja wielka życiowa rola, Rola Mamy, przeszła płynnie w wiele zawodowych wcieleń…

 

Mam ogromne szczęście i czuję wdzięczność za to, że moja ciąża przebiegła bezkonfliktowo. Urodziłam siłami natury zdrowe dziecko. To jest naprawdę wielki dar! Szczególnie, że w moim otoczeniu wciąż spotykam się z różnymi dramatycznymi historiami. Marta, którą gram w serialu „Pod powierzchnią” doświadcza jako matka skrajnie trudnych rzeczy. Ja, pomimo, nazwijmy to po imieniu, późnego świadomego macierzyństwa, przeszłam przez cały ten czas obronną ręką. Bardzo szybko wróciłam do formy, choć na pewno spora w tym zasługa dbania o siebie, aktywności fizycznej. Mimo wszystko, wciąż czuję, że to wielkie szczęście. 

 

Może to po prostu kwestia Twojej gotowości? Odnoszę wrażenie, że kiedy jest się gotowym na pewne etapy w życiu, to przechodzi się przez nie dość łagodnie, bezproblemowo. Wszystko się dzieje wtedy, kiedy ma się zadziać – w odpowiednim miejscu i czasie. 

 

Absolutnie się zgadzam! W ogóle wychodzę z takiego założenia, że pewne role aktorskie pojawiają się nieprzypadkowo w danym momencie życia. W moim przypadku tak było zarówno z „Różyczką”, jak i ze „Sztuką kochania”. Rola w „Sztuce kochania” otworzyła mnie na zupełnie inny rodzaj kobiecości. Mam poczucie, że propozycja zagrania w serialu „Pod powierzchnią” też pojawiła się nieprzypadkowo w takim momencie mojego życia. Myślę, że mój syn w pewnym sensie tę rolę wzbogacił. Bez tego mojego „matczynego” kontekstu to nie byłaby ta sama rola. Choć oczywiście nie ma to bezpośredniego przełożenia, bo w końcu postać mojej bohaterki jest w głębokiej traumie po stracie dziecka, pogrążona w depresji, niewyspana i zmęczona. Ja byłam i jestem tylko niewyspana, bo Henio jest najwspanialszym dzieckiem, ale sen to nie jest jego ulubiony sposób spędzania czasu (śmiech).

 

 

 

No właśnie… sen dziecka. Jak już Henio śpi to z Wami czy w swoim łóżeczku?

 

Śpi w łóżeczku, choć zdarza się, że „podsypiał” z nami. Właśnie wyrósł z kosza mojżeszowego, a jeszcze nie mieliśmy dla niego łóżeczka. Ale to był krótki moment. Nadal czasami ląduje w naszym łóżku. Ale jednak większość nocy spędza w swoim łóżeczku.

 

A co z kąpielą? Kto kąpie Henia – Ty czy Mateusz? Macie jakiś podział?

 

W tej kwestii absolutnie panuje u nas parytet. Choć oczywiście, jeśli mamy taką możliwość i oboje w porze kąpieli jesteśmy w domu, to kąpiemy Henia razem. Ale czasami bywa tak, że kąpie go sam Mateusz, a innym razem ja. Zupełnie po równo. Ale u nas tak jest ze wszystkimi czynnościami związanymi z opieką nad synkiem.

 

Kąpanie Henia to dla nas ogromna frajda – na początku super sprawdziła nam się lekka i kompaktowa wanienka Shnuggle. Czuliśmy się bardzo bezpiecznie kąpiąc w niej Henia nawet tuż po urodzeniu. Polecam ją wszystkim rodzicom!

 

Kąpanie Henia to dla nas ogromna frajda – na początku super sprawdziła nam się lekka i kompaktowa wanienka Shnuggle. Czuliśmy się bardzo bezpiecznie kąpiąc w niej Henia nawet tuż po urodzeniu. Polecam ją wszystkim rodzicom! Bardzo polubiłam też przenośną piankową matę do przewijania Shnuggle, która wędrowała z nami naprawdę wszędzie.  

 

 

Nie ma żadnej rzeczy, która jest bardziej „tatowa” i takiej, która jest bardziej „mamowa”?

 

Tylko karmienie piersią było taką czynnością, którą z nikim się nie dzieliłam ☺

 

Lubiłaś karmić piersią?

 

Tak. Karmienie piersią to zresztą kolejna rzecz, która przeszła u mnie zupełnie bezproblemowo.

 

Odejdźmy na chwilę od „pieluch” i porozmawiajmy o pracy - czytałam w jednym z wywiadów, że rola w „Sztuce kochania” bardzo Cię otworzyła na szeroko pojętą kobiecość, jej różne odcienie...

 

Tak, ta rola poruszyła we mnie zupełnie inny rodzaj kobiecości. Mam tu na myśli otwarcie na kobiety i wiele tematów związanych z kobietami i ich różnymi rolami.

 

Na przykład na macierzyństwo?

 

Tak, również na macierzyństwo. Przygotowując się przez 1,5 roku do roli Michaliny Wisłockiej, a następnie odgrywając ją, obcowałam z takimi kluczowymi tematami jak: macierzyństwo, kobiecość, orgazm, w ogóle bliskość międzyludzka w jej ujęciu. Ta rola musiała wywrzeć na mnie silny wpływ. Śmieję się, że role przychodzą w nieprzypadkowym momencie, więc to był pewnie jakiś znak. Michalina wiedziała, co robi (śmiech). Uznała, że najwidoczniej najwyższy czas na mnie. Ja oczywiście mówię to wciąż w formie żartu, bo czasami dosłownie czuję jej oddech na karku. Są takie momenty, kiedy o niej myślę i tak zwyczajnie, po babsku, jest mi raźniej.

 

Rozumiem, że Michalina musiała być silną inspiracją w obszarze kobiecości, a czy masz w życiu osoby, które mogłabyś nazwać mentorami, wzorami do naśladowania?

 

Na pewno mam mentorów w życiu zawodowym. W prywatnym takim wzorem jest dla nnie mama. Nie jest tajemnicą, że stosunkowo wcześnie zaczęłam mieszkać sama. Moja mama wyjechała za granicę, kiedy miałam mniej więcej 16 lat. I pomimo tego, że zostałam dość wcześnie, mówiąc w cudzysłowie „sama”, to naprawdę cały czas czułam się zaopiekowana. Mama przyjeżdżała do mnie co miesiąc i zostawała około tygodnia. Kiedy przygotowywałam się do matury i ją zdawałam, mama była kilka miesięcy ze mną. Nie odczułam absolutnie braku opieki. Miałam i mam z mamą bardzo dobry kontakt. W kontekście cierpliwości, domowego ciepła, mądrości życiowej i wrażliwości, biorę z niej przykład. Mama mi całe życie powtarzała, że tyle jesteś wart, ile możesz dać drugiemu człowiekowi. Widzę w tym dużą wartość. 

 

 

Urocze gryzaki w kształcie warzyw i owoców uczą zdrowych nawyków żywieniowych już od samego początku. To przy okazji fajne zabawki kąpielowe.

 

 

 

A jak wychowujesz Henia?

 

W tej kwestii nie odnoszę się do żadnych wzorców. Wydaje mi się, że moja matczyna intuicja jest tak silna, że najlepiej podpowiada mi, jak postępować w różnych sytuacjach. Ufam jej.

 

A jakie wartości są dla Ciebie najistotniejsze w wychowaniu?

 

Najważniejsze dla mnie jest to, o czym wspomniałam wcześniej, że nie chcę Henia pomijać w żadnej kwestii. Od maleńkości traktuję go po prostu jako osobę, której wszystko cierpliwie tłumaczę, z którą dużo rozmawiam. Głęboko wierzę, że to zaprocentuje w bliższej lub dalszej przyszłości. Nie wyobrażam sobie, by postępować inaczej. Owszem, Henio jest wciąż maleńki, może nie rozumieć wielu rzeczy, ale jest dla mnie najbliższą osobą, której ofiaruję moją cierpliwość, uwagę i czułość.

 

 

 

 Ledowa lampka nocna Fatboy Edison jest u nas w użyciu non stop. Wybrałam do niej śliczną osłonkę w karuzele.

 

 

Bliskie jest mi to, co mówisz. Fajnie jest być dzieckiem, które ma taką mamę, która chce rozmawiać. Widzę, ile jest dzieci „zaniedbanych” nie z ekonomicznego punktu widzenia, a raczej z takiego czysto emocjonalnego, bliskościowego. Deficyt czasu, uwagi… 

 

Kiedy patrzę na Henia, to widzę w nim po prostu szczęśliwe dziecko. Śmieję się, że jest zbójem, jakich mało, ale takim uśmiechniętym od ucha do ucha. Czysta radość! Choć kiedy się złości, to też na całego! Cały wachlarz emocji.

 

Myślę sobie, że to właśnie dzięki ogromnemu zapleczu miłości, jakie ma z Waszej strony.

 

Tak, to właśnie jest dla mnie kluczowe. Ja go mogę wysłać na naukę takiego czy innego języka, zorganizować mu całe mnóstwo dodatkowych zajęć. Mam taką możliwość. Ale absolutnie nie chcę w tym wszystkim odbierać mu dzieciństwa. Wcale nie chcę, żeby był asem, ścigającym się we wszystkim i ze wszystkimi. Ja zostałam wychowana zupełnie inaczej i jestem dumna z siebie i z momentu, w którym aktualnie jestem. A nie brałam udziału w swoistym wyścigu szczurów. Jak myślę o niektórych dzieciach, które nie mają w ogóle dzieciństwa, bo ciągle są czymś zajęte, to myślę, że chciałabym, żeby Henio był po prostu szczęśliwym dzieckiem. Przechodziliśmy jakiś czas temu na spacerze obok żłobka. Nie planowałam wysyłać Henia do żłobka, ale zajrzałam tam z czystej ciekawości, poruszona widokiem takich 10 maluchów, jak mój Henio, siedzących nad miskami. Właścicielka tego miejsca wręczyła nam broszurkę i tłumaczyła zasady. Włos się na głowie jeży! „My  przyjmujemy dzieci już od godziny 6.30 i zostają do godziny 18.00”. Ale to nie koniec! Na tablicy przy wejściu straszy jeszcze kartka: „Bądź cierpliwy, tłumacz dziecku, bo dziecko musi zrozumieć, że dla niego pewien etap w życiu skończył się bezpowrotnie”. Pomyślałam sobie: te dzieci mają po 10 miesięcy. Jeszcze nic nie zdążyło się zadziać w ich życiu, a już ma rozumieć, że pewien etap skończył się bezpowrotnie? Wtedy jeszcze mocniej zaczęłam zastanawiać się co to znaczy „szczęśliwe dziecko”…

 

 

 

Uwielbiam naturalne bawełniane otulacze Lodger… To jest strzał w dziesiątkę! Lubię takie rzeczy, które mają wiele zastosowań i sprawdzają się niemal w każdej sytuacji.        

 

 

Wybieram ubranka z naturalnych materiałów, wygodne i bezpieczne dla dziecięcej skóry. Ale przyznaję - ubrankowe zakupy to też trochę przyjemność dla mnie. W tym wieku Heniowi jest jeszcze trochę obojętne co ma na sobie… ;) ·    

 

Szczęśliwe dziecko czy szczęśliwy człowiek…

 

O definicję szczęśliwego człowieka chyba trochę trudniej. Ale kiedy wyobrażam sobie szczęśliwe dziecko, to myślę o czułości, o byciu zauważonym na każdym etapie życia i rozwoju. Oczywiście, nie mogę traktować Henia jak dorosłego - na bardzo wiele rzeczy mu nie pozwalam, ale cały czas z nim rozmawiamy i traktujemy go po prostu jak osobę, która nawet jeżeli nie umie odpowiedzieć, to słyszy, co się do niego mówi. Wymaga pewnego rodzaju wyjaśnienia, co z nim robimy albo dlaczego czegoś nie może zrobić, albo dlaczego wychodzę, albo dlaczego teraz musimy zrobić tak, a nie inaczej. Dla przykładu: „Zobacz, bo to jest takie piękne” albo: „Chodź, Heniek, teraz zrobimy to”, albo: „Mama teraz robi to, a ty zrobisz to”, albo: „Chodź, teraz pośpimy”. Ja mam taką własną definicję szczęścia.

 

Poczucia szczęścia, szczególnie już w dorosłym życiu można i warto się uczyć…

 

Tak, zdecydowanie. Kiedy rozmawiam już ze starszym Heniem, to staram się zwrócić jego uwagę na pewne kwestie. Pokazać, że szczęście jest też pewnego rodzaju definicją i on sam decyduje, czy się będzie umiał cieszyć z małych, prostych rzeczy, czy nie.  Na razie oprócz tony cierpliwości, miłości i uwagi dla Henia, kluczowe jest dla mnie jakościowe spędzanie czasu z nim, po prostu bycie razem. Nawet jeżeli ja jestem w pracy, ćwiczę czy robię cokolwiek innego, to przy tym wszystkim jest obecny Henio. Bardzo staram się dbać o formę, ale w chwili obecnej dostosowuję tę aktywność do możliwości i właśnie do mojego synka.

 


Henio ćwiczy z Tobą na macie? Bawi się gdzieś obok czy jest aktywnym uczestnikiem Twoich treningów?

 

Mam opracowany taki specjalny zestaw ćwiczeń przez moją rehabilitantkę, który pozwala mi na ćwiczenie z udziałem Henia. Oboje mamy z tego mnóstwo frajdy! On traktuje te ćwiczenia jako zabawę, a ja jednocześnie mogę zrobić coś dla siebie i swojego ciała. Wszyscy są zadowoleni…

 

No właśnie, często podkreślasz, że szybko wróciłaś do formy po porodzie. Jak tego dokonałaś?

 

Byłam cały czas aktywna, miałam to szczęście, że mogłam ćwiczyć w trakcie ciąży. Oczywiście,  z zachowaniem zdrowego rozsądku! Moja aktywność fizyczna – jej rodzaj i intensywność- była dostosowana do tygodni ciąży. Po porodzie też dość szybko zaczęłam ćwiczyć. Dzięki fachowej opiece, wiedziałam, jakiego rodzaju ćwiczenia mogę wykonywać zarówno w połogu, jak i później, na kolejnych etapach.

 

Trochę już przedyskutowałyśmy Twój stosunek do szczęścia dzieci. Zastanawiam się, co dla Ciebie oznacza szczęście w życiu. Czy czujesz się szczęśliwa?

 

Definicja szczęścia to jest bardzo płynne pojęcie. Im jestem starsza i bardziej doświadczona, im więcej w życiu przeżyłam, tym częściej szczęście to dla mnie zdrowie - moje i najbliższych, czy też szeroko rozumiany brak różnych problemów życiowych. Daje to dość prostą definicję szczęścia ☺ Cała reszta, moim zdaniem, można zbudować na takich filarach…

 

Czyli szczęście w małych rzeczach?

 

Ja się bardzo umiem cieszyć małymi rzeczami! Małe rzeczy sprawiają mi mnóstwo radości. Dotyczy to wielu dziedzin życia.

 

 

Kultowa zwiewna francuska lampa Vertigo w kształcie kapelusza – jest na mojej „short liście” ulubionych wnętrzarskich dodatków.           

 

Jak wygląda Twój idealny dzień?

 

Mój idealny, ukochany dzień to taki, który mogę w całości spędzić z rodziną. Bez planów, bez ważnych telefonów do wykonania…

 

Domyślam się, że w tej chwili nieczęsto się zdarzają takie idealne dni (śmiech).

 

Tak. Ale jak już się zdarzają, to celebrujemy je na całego i jest to rzeczywiście czas reglamentowany. Wyciskamy go wtedy jak cytrynę!

 

Kiedy pomagałam Ci wybierać rzeczy dla Henia - wózek, łóżeczko, wanienkę, ubranka, zabawki i wiele innych, pamiętam jak często przewijało się w naszych rozmowach sformułowanie „nie-mnożenie bytów” (weszło mi zresztą do mojego codziennego języka ;) . Wyczuwałam w nim minimalistyczne podejście do życia, czy słusznie?

 

Jeśli chodzi o minimalizm, to ja po prostu odczuwam ogromny szacunek do pieniędzy i do dóbr materialnych. Mam bardzo niekonsumpcyjne podejście. Czuję się szczęśliwsza, jeżeli mam to, co najpotrzebniejsze. To dotyczy ubrań i większości rzeczy, którymi się otaczam. Tego też będę starała się nauczyć Henia. Oczywiście, lubię też gadżety, ale staram się mimo wszystko nie otaczać zbędnymi przedmiotami. Od razu mam przed oczami planetę i zalewający nas plastik…

 

Nieprzypadkowo zadaję Ci to pytanie. Ten temat właśnie bardzo mnie nurtuje w kontekście dzieci. Bo bardzo często jest tak, że w dziecięcych pokojach toczy się ciągła, nierówna walka z nadmiarem wszystkiego. Dzieci są w tej chwili przeładowane rzeczami, a przez to też przebodźcowane. Najpierw to są stosy zabawek, rozpraszaczy, „umilaczy”. Potem dochodzą jeszcze dziesiątki gadżetów elektronicznych, aplikacji, gierek…

 

To jest to, przed czym chciałabym uchronić swoje dziecko. Henio w tym wieku jest najszczęśliwszy, kiedy bawi się zwykłymi rzeczami, takimi jak na przykład patyk w parku… Już się nauczyłam, że te wszystkie zabawki, czasami takie bardzo wymyślne, nie sprawdzają się u niego. Chwilę popatrzy i zajmie się zupełnie czymś innym. I my mu rzeczywiście zabawek nie kupujemy w ogóle, bo uznaliśmy, że to, co dostaje w prezencie, to już i tak jest bardzo dużo. Przynajmniej na tym etapie. Myślę, że niepotrzebny jest mu piąty gryzak czy kolejna grzechotka. Chociaż są osoby, które do nas przychodzą i mówią, że mamy ultra mało rzeczy dziecięcych. Ja odbieram to zupełnie inaczej!

 

 

 

 

Ja z kolei lubię obserwować moją 6-letnią córkę podczas wakacji na wsi. Wystarczy jej towarzystwo przyjaciół, kawałek ogródka, prześcieradło do zrobienia namiotu pod drzewem i 3 kije. Tylko tyle, a bawić się można od rana do wieczora! Czy Ty pamiętasz jakąś zabawkę albo zabawę ze swojego dzieciństwa, którą szczególnie lubiłaś?

 

Oj, mnóstwo tego było! tego było. Ja, odkąd pamiętam, bardzo lubiłam być w centrum uwagi. Wszystko, co wiązało się z występowaniem, z takim poczuciem, że mam widownię i poklask, sprawiało mi największą frajdę. 

 

Naprawdę miałaś już „to” od czasów dzieciństwa?

 

Tak. Mój tata jest muzykiem, więc dość szybko nauczyłam się, co to znaczy być na scenie, występować przed widownią. Scena była znanym mi miejscem od czasów dość wczesnego dzieciństwa. Może to też przełamało jakąś barierę we mnie. Nastolatką byłam bardzo nieśmiałą, ale za to dzieckiem – śmiałym i odważnym.

 

Niesamowite! Wracając do Henia i jego przestrzeni - pamiętam, że sami zrobiliście mu karuzelkę nad łóżeczko… 

 

Tak, tak. Zrobiliśmy. Przepiękna, z ptaszkami, pokolorowana, kręcąca się. Ze sznurka i z kartonu. Recykling… 

 

Wow! Zachowałaś ją na pamiątkę?

 

Jasne!

 

 

 Lampy baloniki? Może znajdą miejsce w pokoju Henia?     

 

Myślisz, że będziesz w stanie przekazać takie minimalistyczne podejście Heniowi?

 

Zrobię, co w mojej mocy. Ale wiem, że to nie jest do końca możliwe w dzisiejszych czasach. Mam świadomość, że to nie ja jedyna będę miała wpływ na to, jak Henio postrzega świat. Sam będzie dokonywał wyborów. Dodatkowo pojawią się koledzy, mniej lub bardziej wpływowi. Oczywiście, wzorce wyniesione z domu pozostaną najważniejsze, ale gdzieś jest jeszcze w tym wszystkim otoczenie, na które ja już nie do końca mam wpływ…

 

Zgadza się. Choć estetykę czy pewne zasady, podejście do życia wynosi się z domu. To jest mocna baza.

 

Dlatego będę starała się zrobić to, co w mojej mocy, zachowując przy tym pełną świadomość, że nie na wszystko mam realny wpływ. Ja wychowałam się w małym pokoju, praktycznie bez niczego. Umówmy się, te wszystkie gadżety są bardziej dla rodziców niż dla dzieci, szczególnie w początkowym okresie życia.  W końcu dziecku jest wszystko jedno, czy będzie w nowym wózku, czy w takim, który jest po piątym dziecku i czy będzie otulone nowym kocem, czy też takim po kolejnym dziecku. Ważne, żeby to wszystko było czyste i schludne. Tak myślę.

 

I tak najważniejsza pozostaje bliskość rodzica! Chociaż przyznaj sama - część gadżetów jest przyjemna dla nas, rodziców…

 

Absolutnie! Dlatego tak świadomie mówię, że te przedmioty są często bardziej potrzebne rodzicom niż małym dzieciom.

 

Sporo podróżujecie z Heniem. Czy Twój synek lubi podróże?

 

Tak, świetnie znosi wszelkie wyjazdy. Lubi wrażenia! Im szybciej jedziemy, im silnik jest głośniejszy – tym dla niego lepiej. Momentalnie zasypia w takich warunkach. Denerwuje się i trochę niecierpliwi, kiedy stoimy w miejscu. Trochę gorzej jest z samolotem, , ale też nie możemy narzekać. Znam dzieci, które zupełnie nie lubią podróżować.

 

 

 

Na dalsze wyjazdy i podróże często zabieramy niewielki, składany wózek – parasolkę Maclaren. Szybkie składanie i rozkładanie ratuje wiele sytuacji, gdy jesteśmy na wyjazdach.  

 

 

No tak… Można wiele planować zanim urodzi się dziecko. A później, kiedy jest już na świecie, to okazuje się, jak różnie może być. Każda rodzina, każdy rodzic, każde dziecko jest inne. Każdy też znajduje swoje własne sposoby na pielęgnację, na wychowanie, po prostu na bycie ze swoim dzieckiem… Kiedy spotykam rodziców oczekujących na narodziny pierwszego dziecka, to zawsze im mówię, że wszystko „wyjdzie w praniu”. Oczywiście, trzeba być jak najlepiej przygotowanym, ale nie da się przewidzieć, jak to wszystko się ułoży.   

 

Mogę się pod tym podpisać ☺

 

Trzymam jedno pytanie na sam koniec naszej rozmowy… Czujesz, że jesteś dobrą mamą?

 

Nie odpowiem na to pytanie. Bardzo chciałabym być. Wokół słyszę, że podobno tak, że podobno bardzo, ale nie mnie to oceniać. Jest to na tyle jakoś intymne dla mnie zagadnienie. Mam nadzieję, że kiedyś powie mi to Henio. To będzie największe szczęście i największy komplement dla mnie.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

 

 

 

pixel